CZAS
Czwarta nad ranem
Godzina z nocy na dzień.
Godzina z boku na bok.
Godzina dla trzydziestoletnich.
Może czas najlepiej widać w lustrze? Albo w liściach na śniegu. Że to jeszcze cząstka jesieni na ganku zimy. Ot tak, wpadła w odwiedziny, nawet bez sernika czy szarlotki. Jedynie z kartką z kalendarza. a może dokładniej widać po rodzinnych fotografiach. Od szarości, przez sepię, po multum kolorów i… psie uszy na Snapchacie.
Gdzieś w pamięci mam nieostre kształty zdarzeń, rozmyte twarze, niewyraźne spojrzenia. Pamiętam znaleziony na plaży żółty kryształek; w pudełku ze skarbami leży ukruszona, złocista muszelka z wycieczki dziadków do Włoch. i gdzieś pośrodku tego wszystkiego, przypominam sobie orzechy w (nie)zielonej jeszcze kuchni, dmuchaną piłkę na płocie sąsiada, kromkę chleba posypaną cukrem i bagietkę, większą ode mnie. Obok tego kot Kropek, który okazał się Kropką i Kropka, która okazała się Kropkiem. Jeszcze… pasma kukurydzy i weselne balony na płocie w Bieszczadach. Moja myśl nad ranem, kontynuacją wieczornej.
Godzina uprzątnięta pod kogutów pianie.
Godzina, kiedy ziemia zapiera nas.
Godzina, kiedy wieje od wygasłych gwiazd.
Godzina a czy-po-nas-nic-nie-pozostanie.
Mówią, że czas leczy rany. Prawda, nieprawda, motto NFZ. Lecz ponoć w każdej legendzie
jest ziarnko, któremu można uwierzyć. Lub chociaż zdanie, nad którym się warto pochylić. Myślę jednak,
że czas nie tyle co leczy, to zespaja wydarte z nas części, nacięcia zdarzeń. Nie jest jak antidotum, a jak opatrunek na skaleczoną skórę, gdzie w miejscu zranień – pozostać mogą blizny. Jak ta jedna, moja po oparzeniu żelazkiem. Lub ta druga, o której mało kto wie – po nieudolnej próbie zdjęcia czegoś z szafki.
Na pewno nigdy w pełni nie ,,wyleczymy się’’ ze śmierci bliskiej osoby. z początku możliwe, że będziemy się budzić po nocach z koszmarami pod powiekami, ze światem bez tego kogoś – koszmarem na jawie. Przedawkowanie emocji, płukanie żołądka masą nieprzespanych nocy i niepogodzenia się ze stanem rzeczy na długie lata. Na całe życie. i nie jest to przesada. Nie ma przesad w miłości. Nie takich i nie
w takich.
Czasem myślę, że nic już nie ma sensu. Ktoś powie: a to czy da się myśleć czasem? Mówią, że myśli się głową. z tego miejsca przyznaję się… do myślenia sercem. Podpowiada mi ono parę wierszy, jedno rozdeptane pióro i sny. Szepcze mi o ludziach, których kiedyś znałam, a teraz, widząc się nawzajem, udajemy, że nigdy się nie spotkaliśmy. Krzyczy mi o błędach i pomyłkach. Nie tylko tych przy złym wykręceniu numeru i nieznajomym głosie w słuchawce. Napomina o trzymającej mnie w strachu przed teraźniejszością – przeszłości i w pchających ku przyszłości – niepewnościach.
Serce. w nich to dopiero mnie wspiera… a ja? Boję się, gdy mówią przyszłość. Przyszłość to nazajutrz. Choć przecież tak bardzo staram się być tu i teraz.
Pytasz mnie jak powstrzymać ten czas
pędzi tak
jak by wpadł w jakiś trans
powiem ci, na ciężkie czasy Horacy radził tak
Radził tak
chwytaj dzień
tak by znaleźć swój rytm
chwytaj dzień
ciesz się chwilą i żyj
zawsze idź za głosem serca
a dojdziesz tam gdzie chcesz
chwytaj dzień
z całej siły go łap
chwytaj dzień
aby czuć życia smak
nie martw się o własny finał
śpiewała Kayah do nieukończonej na ziemski czas piosenki Zbigniewa Wodeckiego. Artysta zresztą sam często podejmował temat upływu czasu, jego przemijania, ulotności chwil. Czy tak brzmiałyby jego słowa wpisane w melodię? Początkowe dźwięki tak bardzo kojarzą mi się z motywem muzycznym z animowanego filmu pt. Odlot. Zresztą… i w nim odnajdziemy ten życiowy element jakim jest czas. Zaledwie kilkuminutowa wzmianka o miłości Carla i Eli, moment uśmiechu na twarzy i wzruszeń... potrafi dotknąć serce odbiorcy, a widoczne, choć niesłyszalne słowa i ślubuję Ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci… poruszyć do głębi.
A czas? Czas mam nawet w nazwisku, chociaż i na nie, możliwe, że przyjdzie wraz z suknią
z welonem. Welonki? Odmiana złotych rybek. Ponoć ich pamięć trwa zaledwie trzy sekundy. a my… wciąż potrafimy zrywać się z koszmarów sprzed kilkunastu lat, nie umiejąc się jeszcze do końca z nich wybudzić.
Godzina pusta. Głucha, czcza. Dno wszystkich innych godzin próbuje nami zawładnąć, strachem przemijania. Wczoraj biały, biały welon… jutro białe, białe włosy. Nikt nie umie czasu cofnąć, nikt nie umie go zatrzymać.
Nic darowane, wszystko pożyczone.
Toną w długach po uszy.
Będę zmuszona sobą
zapłacić za siebie,
za życie oddać życie.
Umrzeć, bo przecież mogłam żyć. a życie? Życie jest cudem. Samo w sobie. i to w sercu, i pod sercem i na drugim końcu świata, po drugiej stronie kamerki czy telefonu. Mimo wielu pragnień, nikomu jeszcze nie udało się wybudować wehikułu czasu, choć wyśpiewał go Dżem.
Czas. Nie sposób go cofnąć, nie sposób zatrzymać. Choć co do tego drugiego, można by było polemizować, gdy cały świat mieści się w zasięgu ramion, a wszystko wokół staje w miejscu w chwili pocałunku lub objęcia drugiego człowieka. Lecz tego zakres zegarowy – nie obejmuje.
Nikomu nie jest dobrze o czwartej nad ranem.
Jeśli mrówkom jest dobrze o czwartej nad ranem
– pogratulujmy mrówkom. i niech przyjdzie piąta,
o ile mamy dalej żyć.
Więc… czas? On przyjdzie jak złodziej. Zabierze nam ludzi, do mieszkań wtargnie. Poszpera
w szufladach wspomnień, pod surdut swój wepchnie kochane rupiecie. Myśl, to adres do wczoraj, kiedyś zaś uśmiech do jutra. Mój uśmiech się szczerzy i szczerze… o tym marzę, żeby mieć dom pełen miłości
z szerokim parapetem i firankami, widokiem jak dzisiaj:
Niebo jakby próbowało przykryć się kołdrą z morskich fal, z wzorem zachodzącego słońca.
List do Kiedyś. Napisano.
Utwór dostępny na licencji Creative Commons. Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0
Miesięcznik Społeczno-Kulturalny MUTUUS:
Nr 20, wrzesień 2018